Niedługo słono zapłacisz za miód. Od 2026 roku czytaj etykiety uważniej niż kiedykolwiek! Winna unijna dyrektywa

Anna Daniluk
Opracowanie:
Od 2026 roku zmieni się sposób opisu etykiet na słoikach miodu zgodnie z dyrektywą Unii Europejskiej.
Od 2026 roku zmieni się sposób opisu etykiet na słoikach miodu zgodnie z dyrektywą Unii Europejskiej. kovalnadiya/123rf.com/zdjęcie ilustracyjne
Już w 2026 roku zmienią się etykiety na słoikach miodu – i choć chodzi tylko o dodatkowe liczby i nazwy krajów. Kupując miód w sklepie, możesz poczuć się skołowany i przytłoczony chaotycznym opisem etykiet. Przyjrzałam się, co dokładnie będzie się zmieniać i jak to wpłynie na twój wybór podczas zakupów.

W skrócie:

Od 2026 roku każdy słoik miodu będzie musiał zawierać nowy rodzaj informacji – nie tylko nazwy krajów, z których pochodzi, ale też dokładny procentowy udział każdego z nich. Brzmi przejrzyście? Niekoniecznie.

W praktyce może to oznaczać, że na jednej półce podczas zakupów spożywczych znajdziesz produkty opisane trzema różnymi sposobami – wszystko legalnie. Jeden miód będzie miał ogólną informację „mieszanka miodów z UE i spoza UE”, drugi szczegółową listę krajów, a trzeci – procentowy udział każdego z nich. To efekt przepisów przejściowych oraz faktu, że starsze etykiety mogą być w użyciu aż do 2026 roku.

– Zmiany idą w dobrym kierunku, bo każdy konsument ma prawo wiedzieć, co dokładnie znajduje się w słoiku – mówi Przemysław Rujna, sekretarz generalny Polskiej Izby Miodu. – Niemniej trzeba uczciwie powiedzieć: z perspektywy organizacyjnej i komunikacyjnej to kolejna, może niezbyt udana regulacja unijna, której wdrożenie będzie kosztowne i niekoniecznie przyniesie zamierzony skutek.

Miód z procentami – co to oznacza dla konsumenta?

Nowe przepisy budzą też wątpliwości co do możliwości kontroli. Jak urzędnik miałby sprawdzić, czy w słoiku rzeczywiście znajduje się np. 36% miodu z Węgier i 22% z Polski? Choć dyrektywa dopuszcza rozwój zaawansowanych metod badawczych, takich jak spektroskopia czy analiza izotopowa, wiele z nich pozostaje wciąż niestandardowych. Popularna analiza DNA – mimo że skuteczna w innych przypadkach – w miodzie nie działa.

– DNA może być przydatne w wykrywaniu zafałszowań niektórych produktów żywnościowych, ale na tym etapie na pewno nie w miodzie – wyjaśnia dr hab. inż. Joanna Katarzyna Banach, prof. UWM. – Miód to złożona mieszanina, a metody molekularne są bardzo wrażliwe na obecność pyłku, sposób przetwarzania, wybór techniki ekstrakcji DNA czy jakość baz danych.

Kulinaria

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wdrożenie nowego systemu to także realne koszty – nowe drukarki, linie do konfekcjonowania, zmiany w projektach graficznych i systemach IT. Dla wielu firm to wydatek rzędu dziesiątek, a nawet setek tysięcy złotych. Niestety koszt poniesiemy my, zwykli zjadacze miodu, poprzez wyższe ceny produktu.

– Oczywiście, będziemy się stosować do przepisów – zapewnia Rujna. – Ale oczekujemy, że projekt krajowej ustawy implementującej dyrektywę będzie rozsądny i realistyczny.

Miód na cenzurowanym

Tymczasem legalni producenci mierzą się z presją nie tylko ze strony regulacji, ale też – coraz częściej – nieuczciwej konkurencji. Na targach czy w internecie wciąż można kupić „miód” bez etykiet, daty przydatności czy informacji o pochodzeniu – co zagraża nie tylko uczciwości rynku, ale i zdrowiu konsumentów.

– Podczas gdy legalni producenci działają pod stałą kontrolą i inwestują coraz więcej w zapewnienie zgodności z wymogami prawa, nielegalny handel rozwija się niemal bez nadzoru. To nie tylko przykład nieuczciwej konkurencji, lecz także realne zagrożenie dla bezpieczeństwa konsumentów – podkreśla Rujna.

Źródło:

Zobacz także inne tematy kulinarne ze Strony Kuchni:

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na stronakuchni.pl Strona Kuchni